środa, 16 lutego 2011

O Misiu mowa... a Misia nie ma

Brak... to taki stan w życiu, w którym odkrywamy, że jest coś lub ktoś, czego/kogo nie posiadamy, choć bardzo tego pragniemy. Na zakończenie rozważań około-urodzinowo-wspomnieniowych będzie właśnie o braku, a raczej o nieposiadaniu.

Pewnego dnia, a miałam wtedy mniej niż więcej lat, uświadomiłam sobie, że jest coś, czego nie posiadam. Myśl ta bardzo mnie uderzyła, a poczucie braku stało się tym dotkliwsze, gdy zorientowałam się, że jestem w nim bardzo osamotniona. Kilkadziesiąt lat później (no dobrze jakieś dwadzieścia siedem lat później, nie chodzi tu wszak o niezliczone dziesięciolecia) odkryłam, że brakowało mi jeszcze czegoś, a raczej kogoś.

By dłużej nie owijać w bawełnę - w obu przypadkach chodziło o MISIA.

Tak, może Was to zdziwi, ale byłam dzieckiem pozbawionym własnego, niepowtarzalnego, zupełnie osobistego misia. Z początku fakt ten zdaje się zupełnie do mnie nie docierał, jednak wraz z upływem lat stał się na tyle uciążliwy, że doprowadził mnie do popełnienia pierwszego zbiorowego przestępstwa.

Gdy kielich goryczy przepełnił się gwałtownie, a braku misia nie kompensowały już żadne Petronele, czy inne kukiełki, postanowiłam zadziałać va banque i misia uprowadzić. Ofiarą moich kryminalnych zapędów stał się niedźwiadek z gąbki, o brunatnej barwie, który stał na biurku w pracy u mojej Mamy i do niej właśnie należał. Postanowiłam dopuścić do procederu misiowego kidnappingu mojego Ojca, pracującego powówczas kilka pięter wyżej. Tuż przed udaniem się na kolejne rodzinne wakacje zwędziliśmy wspólnie misia, który wydawał się być całkiem zadowolony z tak gwałtownego obrotu sprawy. Zupełnie przeciwne odczucia miała jego prawowita właścicielka, gdy już odkryła nasz niecny spisek. Najbardziej zaskakujące w całej historii było to, że pomimo gołym okiem widocznego pragnienia posiadania własnego niedźwiadka, wyrażonego w dodatku w bardzo gwałtownych formach, ocierających się wprost o kryminał, nie otrzymałam rzeczonego misia aż do dnia, gdy hucznie skończyłam dwadzieścia lat. Wówczas moi - uświadomieni uprzednio - Przyjaciele ze studiów podarowali mi Gustawa.

Gustaw jest misiem nie byle jakim. Jest niedźwiedziem absolutnie szczególnym i jedynym w swoim rodzaju. Jest postacią, której nikt i nic nigdy w moim życiu nie zastąpi. Najbardziej wyczekiwaną i do dziś najbliższą memu sercu spośród wszystkich maskotek (no może za wyjątkiem Stefanii, ale o tym być może innym razem). Zresztą Gustaw nie jest maskotką. Rola ta w pierwszej kolejności nie licuje zupełnie z jego znakomitym imieniem i nie mniej znamienitym pochodzeniem. Ponadto z Gustawem łączy mnie więź szczególna, która jest całkowicie nie do podrobienia i nie do przeniesienia na żadną inną maskotkę świata (nawet na owcę Zochę, która w końcu zjawiła się w moim życiu w iście magicznych okolicznościach). Gustaw jest widomym dowodem na to, że mają rację Anglicy mawiając better late than never.

Prawda ta sprawdziła się w jeszcze jednym niedźwiedziowatym przypadku. Chodzi mianowicie o Paddingtona. Moja Mama, zindagowana ostatnio na okoliczność braku opowieści o tym gentlemanie pośród moich dziecięcych lektur, odpowiedziała otwarcie i stanowczo, iż nie był on sympatyczny - jej oczywiście, nie moim zdaniem. Tak więc po raz kolejny decyzja rodzicielska zaważyła tu na pewnej absencji w okresie mojego dzieciństwa. Paddington trafił do moich rąk dopiero ostatnimi czasy, za to teraz dzięki niemu nieustannie wzbudzam zdziwienie, czasem połączone z zażenowaniem, na twarzach współpasażerów w środkach komunikacji miejskiej Królewskiego Miasta Krakowa. Zaśmiewając się do łez z przygód rezolutnego Misia, posiadającego niezmiernie przydatną umiejętność kupowania z zyskiem na targu - brak lektury Paddingtona w dzieciństwie wyjaśniałby moją nonszalancję finansową, gdy wkraczam na Plac Imbramowski ;-) - myślę sobie, że naprawdę better late than never...

Na pocieszenie dodam, że zapewniono mi w dzieciństwie zdjęcia na kamiennym misiu.

Poniżej dokumentacja Niedźwiedzia Skradzionego i Gustawa, portret Misia Kamiennego już w wkrótce ;-)

Miś Skradziony - jak widać wpadał z jednego stanu zagrożenia w drugi [18.08.1984 - Szczyrk]


Pozwólcie przedstawić sobie, oto Gustaw we własnej osobie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz