wtorek, 7 września 2010

Cucina italiana parte seconda


Ponieważ aura bynajmniej nas nie rozpieszcza i - zwłaszcza nad ranem - wyraźnie dają się odczuć pierwsze podmuchy jesieni, więc postanowiłam bronić odchodzącego lata, a nic tak dobrze nie wspomaga mych wysiłków jak eksperymentowanie z włoską kuchnią, oczywiście w towrzystwie dobrych filmów o gotowaniu. Swoją drogą to drugi ostatnio, po tańcu, temat amerykańskiej kinematografii. Po odgrzaniu takich hitów jak Fame, oraz kolejnych wersjach Step up tym razem w wersji 3D, to właśnie kulinaria mają się w Hollywood (i nie tylko) najlepiej, o czym wyraźnie zaświadcza sukces filmu Julie&Julia.

Patronem gotowania na dziś będą dwa filmy. Osobiście wolę orginał, nie tylko dlatego, że nosi tytuł Tylko Marta, co z oczywistych powodów czyni mi go bliskim, ale także ze względu na jego mniejszą ckliwość i znacznie lepszą obsadę.

Bella Martha [2001] to opowieść o szefowej kuchni Marcie Klein (Martina Gedeck), w której szalenie uporządkowanym życiu, całkowicie poświęconym jednej pasji - tworzeniu kulinarnych arcydzieł - pojawiają się niespodziewanie dwie osoby: ośmioletnia siostrzenica Lina (Maxime Foerste) i szalony włoski kucharz Mario (Sergio Casttellito).

W 2007 roku spece z Hollywood postanowili zrobić remake pod tytułem No Reservations (Życie od kuchni), angażując do roli Marthy James Catherine Zetę-Jones, a u jej boku lokując wypłowiałego blondyna Aarona Eckharta znanego głównie z kreacji w filmach Neila LaBute (In the Company of Men, Your Friends&Neighbours czy Nurse Betty) a w roli siostrzenicy jedną z mega dziecięcych gwiazd Abigail Breslin (Definitely, Maybe; My Sister's Keeper), wówczas jeszcze nie tak znaną, ale świetnie rokującą.

Jako zdecydowana fanka bezpretensjonalności wybieram Bella Martha, choć oczywiście wspaniała kuchnia jest także w No Reservations (zwłaszcza osławiony sos szafranowy - specialite Marty), ale jakoś bardziej przekonuje mnie kuchnia włoska w wykonaniu rdzennego Włocha, niż w wykonaniu chłopaka z Miami, który pojechał do Toskanii za miłością swojego życia. Miłość skończyła się szybko, przygoda z włoskimi kulinariami trwała znacznie dłużej, by nie powiedzieć, że była to fascynacja na wieki wieków.

Dla porównania dwa - niemal - identyczne fragmenty obu filmów.

Fragment od pojawienia się Mario w życiu Marty, po piosenkę Paolo Conte:




W tym fragmencie pierwsze pojawienie się Nicka (oczywiście zamiast zwykłej włoskiej canzony musi być opera) i "problem szaliczka" (przepraszam za jakość, ale jak widać, to jakiś azjatycki wsad):



W tym fragmencie natomiast Paolo Conte Via con me:





Tych, którzy zauważają więcej niż jedną (językową) różnicę, zachęcam do obejrzenia Bella Martha, pozostałych zapraszam do gotowania przy okazji seansu No Reservations.

A w menu mamy dzisiaj trzy pasty do wyboru i danie, które może służyć jako anti-pasta, ale może też być dobrym śniadaniem:

1. Panini con insalata valeriana, mozzarella e pomodori freschi

czyli kanapeczki z roszponką, mozzarellą i świeżymi pomidorami.

Potrzebujemy:

- 3 kromki pieczywa tostowego trzy ziarna (Schulstad)
- roszponkę w ilościach dowolnych ;-)
- jedną kulkę mozzarelli
- jeden pomidor





Kromki podgrzewamy w piekarniku na blasze (jedną stronę bez tłuszczu, potem obrót i możemy dać kilka kropel oliwy lub cienki plasterek masła, jak kto woli) - temperatura 150 stopni (podgrzewanie góra/dół).

Roszponkę płukamy. Pomidora oparzamy albo nie w zależności, czy lubimy skórkę wijącą się na zębach, czy nie ;-), kroimy w grube plastry. Mozzarellę także kroimy w grube plastry.

Wyjmujemy kromki, pokrywamy je grubo roszponką, nakładamy plaster mozzarelli i pomidora i rozkoszujemy się wyjątkowym połączeniem naturalnych smaków.

Ja osobiście nie przyprawiam tego dania niczym, bo jeśli wszystkie produkty są świeże i dobrej jakości, tęcza smaków sama spływa do naszych kubeczków i daje niezapomniane wrażenia.




Po tym wstępie przychodzi czas na konkrety, dziś do wyboru w menu mamy:

1. Casarecce con inslata valeriana, ricotta e pomodori secchi
[czyli makaron rurki o ciekawym, zawijanym kształcie z roszponką, serem ricotta i suszonymi pomidorami]

2. Tagliatelle con prezzemolo e pomodori secchi
[czyli makaron szerokowstążkowy w gniazdach z pietruszką i suszonymi pomidorami]

3. Casarecce con ricotta, basilico e pomodori tritati
[czyli makaron rurki z serem ricotta, świeżą bazylią i pomidorami w kawałkach]

Allora! jak mawiają Włosi. Zatem włączamy Paolo Conte (to na przystawkę) a następnie któryś z dwóch opisanych filmów i zaczynamy kulinarną przygodę:

Wersja 1

Potrzebujemy:

- odpowiedniego makaronu ;-)
- 1/2 opakowania sera ricotta
- 4 suszonych pomidorów (najlepiej robionych al forno i trzymanych w zalewie z kaparami)
- świeżą pietruszkę (taką, którą to my odcinamy od korzeni, a nie ktoś zrobił to za nas nim w ogóle jeszcze wiedziała, że trafi na sklepową półkę)
- odrobiny pestek z dyni
- 1/2 opakowania roszponki




Roszponkę wrzucamy na patelnię razem z pestkami dyni i podgrzewamy na niewielkiej ilości oliwy (i na "1" oczywiście).


Pomidory kroimy na cienkie paseczki, pietruszkę siekamy i wszystko razem mieszamy z ricottą.



Po ugotowaniu makaronu, odcedzamy go, a następnie wrzucamy na rozgrzaną roszponkę, po czym dokładamy ricottę i wszystko dokładnie mieszamy. Całość trzymamy jeszcze przez kilka minut na "1" pod przykryciem. A następnie nakładamy na talerz i sypiemy startym parmigiano.



Czas produkcji pokrywa się mniej więcej z pojawieniem się w życiu bohaterki problemu związanego ze śmiercią siostry i koniecznością podjęcia opieki nad siostrzenicą, co pociąga za sobą konsekwencje w postaci zatrudnienia drugiego szefa kuchni w restauracji Marty. No i zaczyna się to, co buduje atmosferę filmu. Subtelna (w pierwszej wersji) i nachalna (w drugiej) gra pomiędzy ambicją, flirtem, odpowiedzialnością a prawdziwą miłością, która nie może się obyć ani bez włoskich canzon, ani tym bardziej bez włoskiej kuchni.

Druga propozycja jest błyskawiczna w porównaniu z pierwszą, więc mamy szansę załapać się jeszcze na rozmowy Marty z sąsiadem, który bezskutecznie próbuje ją poderwać, nieustannie będąc odprawianym z kwitkiem.

Potrzebujemy:

- odpowiedniego makaronu (aha, ja robię wszystko w porcjach na 100 g makaronu, czyli na jedną osobę, przy większej liczbie osób trzeba odpowiednio przemnożyć składniki).
- 4 suszone pomidory
- świeża pietruszka
- zalewa spod pomidorów
- parmigiano lub grand padano




Makaron gotujemy (max. 6 minut), ja zawsze dokładam do wody kostkę Knorra z oliwą i ziołami. W tym czasie siekamy pietruszkę i kroimy pomidory w cienkie paseczki.

Przed odcedzeniem makaronu odlewamy nieco wywaru.

Odcedzamy makaron, a następnie wrzucamy go do tego samego garnka, w którym go gotowaliśmy i zalewamy odrobiną wywaru, dorzucamy pomidory i pietruszkę, a następnie dolewamy odrobinę oliwy spod pomidorów. Całość energicznie mieszamy gotując na "1". Po 3 min. przekładamy na talerz i sypiemy parmigiano.


Wreszcie wersja trzecia. Ta wymaga podobnego czasu przygotowania, jak pierwsza z propozycji.

Potrzebujemy:

- odpowiedniego makaronu
- 1/2 opakowania sera ricotta
- 1/2 puszki pomidorów w kostkach (ja używam Pudliszek) oraz zalewy, w której są trzymane
- sporej ilości świeżej bazyli

Makaron gotujemy (max. 6 min.). Bazylię drobno siekamy i mieszamy z serem ricotta. W tym czasie podgrzewamy kawałki pomidorów w zalewie (na "1"). W połowie gotowania makaronu mieszamy ricottę z pomidorami.



Odcedzamy makaron i dorzucamy na patelnię. Całość dokładnie mieszamy i trzymamy przez 2 min. pod przykryciem. Przekładamy na talerz i posypujemy parmigiano.




A potem jemy, jemy i jemy, popijając dobre wino i rozkoszując się piękną miłosno-kulinarną opowieścią na ekranie.

Buon appetito a tutti!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz