niedziela, 5 września 2010

Jak to się robi w HBO ;-)


W artykule opublikowanym pięć lat temu w tomie poświęconym serialowi Epstein, Reeves i Rogers prognozowali niczym Nostradamus, upadek popularności HBO, po tym, jak stacja nie będzie w stanie powtórzyć sukcesu swoich najbardziej flagowych hitów: Rodzina SopranoSeksu w wielkim mieście i Rodziny Soprano właśnie.

Mamy rok 2010 i proczne prognozy tuzów teorii telewizji dalekie są od stania się prawdą. Oto po ostatnim rozdaniu nagród Emmy, możemy wręcz odnieść wrażenie, że HBO jakimś cudownym sposobem weszło w posiadanie rodzaju nowego wcielenia baśniowego stoliczka. Wystarczy, że szefowstwo wypowie magiczną formułkę: Ekraniku rozświetl się!, a już na plaźmie, LEDzie lub innym nośniku obrazu pojawiają się kolejne odcinki seriali (i filmów telewizyjnych), na które czeka cały świat.

Jednak wbrew pozorom to nie magia, lecz niezwykła intuicja szefów HBO, stoi za sukcesem stacji. Intuicja, która nie ogranicza się do wyczucia w scenariuszu leżącym na biurku, przyszłego hitu (a jak dowodził Hesh Rabkin w jednym z moich ulubionych odcinków pierwszej serii Sopranosów: Hit is a hit! I albo coś hitem jest, albo nie, to zasada jasna jak słońce), lecz pozwala im także zorientować się, kiedy należy się zgodzić na najbardziej nawet ekstrawaganckie pomysły produkcyjne.

Powiedział o tym wyraźnie Tom Hanks odbierając nagrodę dla mini-serialu Pacyfik w imieniu przebywającego w Wenecji Stevena Spielberga: to niezwykłe, że szefowie HBO zgodzili się zaufać komuś, kto zaproponował im zrobienie dziesięcioodcinkowego serialu, który nie będzie kontynuowany i w ramach realizacji którego każdy odcinek bardziej będzie przypominał samodzielny film, niż kolejną część serii.

Otóż śledząc od lat strategię władz HBO, wiem, że to nie szaleństwo, ale niezwykłe wyczucie czasu i rynku, pozwoliło odpowiedzieć pozytywnie na tak niecodzienne żądania. Stacja HBO była niekwestionowanym królem tegorocznego rozdania nagród EMMY.


Myślę że dziś już żaden paser nie powiedziałby do J.T. tak, jak w pierwszym odcinku trzeciej serii Rodziny Soprano, gdy ten spłukany po nocy spędzonej w kasynie próbował zastawić statuetkę EMMY i w odpowiedzi uslyszał: If it was an Oscar, maybe I could give you something, an Academy Award, but TV? [Gybyż to był Oscar, może wówczas coś byś za to dostał, nagroda Akademii, ale nagroda telewizyjna, cóż…].


Dziś najbardziej nawet spłukany hazardzista posiadający którąś ze statuetek otrzymanych przez twórców związanych ze stacją HBO za nic nie powinnien się ze swoim trofeum rozstawać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz