wtorek, 14 lutego 2012

O graczach niezgułach i wpadkach Ubisoftu

KRK wykonane - przynajmniej w I fazie, złożone i w związku z tym czas na relaks przed jutrzejszymi zmaganiami z materią naukową...

Oczywiście relaks także prowadzić może do refleksji natury niemal naukowej, zwłaszcza jeśli w ramach relaksu sięga się po gry komputerowe. Od dawna czekałam na chwilę, w której będę sobie mogła pograć w nową sensacyjno-detektywistyczną produkcję Ubisoftu, odpaliłam więc PS3, włożyłam płytkę i mniej więcej po pół godzinie już wiedziałam, że przejdę tę grę najszybciej jak się da (a da się mniej więcej w pięć godzin) i czym prędzej się jej pozbędę, ale po kolei...

Nie jestem typowym graczem. Jeśli ktoś dawał się zjeść pierwszemu napotkanemu potworowi, choć było go słychać z kilometra - to ja. Jeśli ktoś wyrywał joistick z biurka, a mimo to pudłował, albo wpadał na największy odprysk meteorytu w okolicy - to ja. Jeśli ktoś nie ma pojęcia, w którą stronę się ruszyć i jak nawigować w "Myście" - to ja. Jeśli ktoś ma problem, żeby zrzucić złote cholerstwo ze ściany Hogwartu przy pomocy żeliwnego saganka - to na pewno ja. Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność, ale już ta krótka lista wystarczy, aby się zorientować, że nie jestem standardowym graczem i - jak wskazują wszystkie moje dotychczasowe doświadczenia - nigdy nie będę. Nie mniej jest kilka gier, które podbiły moje serce. Uczyniły to nie tylko piękną grafiką, dobrym podkładem muzycznym, ciekawą fabułą, lecz przede wszystkim - brakiem konieczności posiadania nieosiągalnych dla mnie zdolności manualnych i kordynacyjnych (podziwiam te tłumy, dla których kontroler i ogarnięcie jego klawiszy to kwestia instynktu) i w dodatku stawiają przede mną intelektualne zadania natury logicznej, lecz nie tylko. Innymi słowy to ja najczęściej wchodzę na zakładkę Puzzle games, omijaną przez sporą rzeszę zwolenników Call of Duty, Dark Souls, Yakuzy, czy bardziej rodzimego Wiedźmina 2. W tej zakładce od czasu mogę znaleźć coś dla siebie. Coś, co przez większość recenezntów gier kwitowane jest wzruszeniem ramion i wydęciem warg, ale co mi tam, ja mam niezłą zabawę.

Moją pierwszą miłością było Blue Toad Murder Files z genialną grafiką, zamaszyście nakreślonymi charakterami, z nutką angielskiej flegmy i cynizmu w fabule. Choć przeszliśmy już całą opowieść i rozwiązaliśmy z lepszym lub gorszym skutkiem wszystkie zagadki logiczne, to z pewnością wrócę jeszcze do świata Little Riddle - uroczej brytyjskiej miejscowości, w której aż roi się od morderców, złodziei i kłamców, choć pozornie wydaje się, że to istny raj na ziemi. Sama gra odwołuje się do "wyspiarskich" klasyków gatunku kryminalnego: powieści Agaty Christie z detektywem Poirot w roli głównej, brytyjskiego serialu Midsomer Murders z niezastąpionym Tomem Barnabym, wreszcie do serialu Jonathan Creek, którego tytułowy bohater jest wprost genialny. Losy i zwroty akcji w Little Riddle poznajemy dzięki narracji wspaniale relacjonowanej przez Toma Dusseka. Sam świat zaprojektowany został przez Paula Woodbridge'a, Rubena Farrusa i Steve'a Grimley'a Taylora, a wyreżyserowany przez Davida Amora i Andrew Eadesa na podstawie scenariusza Iaina Lowsona, znanego ze współpracy z największymi firmami, takimi jak wspomniany już Ubisoft.

Gdyby któryś/któraś z Czytelników/Czytelniczek był zainteresowany wyglądem gry i jej klimatem, warto zajrzeć tu. Gra ma jeszcze jedną dobrą cechę, może w nią równocześnie grać czterech graczy - wypróbowaliśmy, zabawa była przednia!

Idąc za ciosem zaczęłam szperać w poszukiwaniu innych gier, w których liczy się już nie tylko umiejętność rozwiązywania zagadek logicznych, ale spostrzegawczość oraz umiejętności analityczne pozwalające rozwiązywać bardziej skomplikowane zagadki kryminalne.

Tak trafiłam na mój numer jeden aż do dziś - CSI: Crime Scene Investigation - Fatal Conspiracy. To pierwsza gra z serii wydana na PS3, pozostałe przeznaczone były na PCety, co w moim przypadku odbiera połowę przyjemności ze względu na niebagatelną różnicę pomiędzy ekranem laptopa a naszym 40 calowym "magicznym zwierciadłem", do którego podłączona jest konsola. Wyprodukowana w 2010 roku przez telltalegames (znane każdemu zwolennikowi puzzel games) i wydana przez Ubisoft opiera się oczywiście na znanej serii telewizyjnej. W przypadku gry bohaterami jest zespół z Las Vegas (plus minus, w każdym razie na okładce widnieje Laurence Fishburne), jednak ma to niewielkie znaczenie. Gra jest znakomicie zaprojektowana, zarówno pod względem grafiki, jak i mechaniki samej rozgrywki. Gracz (możliwe jest wyłącznie granie solo) rozwiązuje kolejne sprawy (jest ich pięć), które połączone są ze sobą osobą mordercy. Każdy epizod rozpoczyna się od przyjazdu na miejsce zbrodni, gdzie należy zebrać materiał do analizy oraz dokonać wstępnego przesłuchania ewentualnych świadków. Potem następuje szereg procedur w laboratorium, przy czym gracz sam musi podejmować decyzje co i w jakiej kolejności bada, a także jakich narządzi użyje do egzaminowania poszczególnych dowodów. W międzyczasie odbywają się przesłuchania, nierzadko zdarza się konieczność powrotu na miejsce zbrodni, czasem długo nie można uzyskać pozwolenia na przesłuchanie pewnych świadków, bądź przeszukanie mieszkań podejrzanych osób, bo w CSI wszystko oparte jest na sporej dawce realizmu. Tego samego realizmu, którego zabrakło wszystkim negatywnie oceniającym pracę policji w sprawie półrocznej Magdy z Sosnowca i wynoszących pod niebiosa Rutkowskiego. Otóż podstawowa zasada jest prosta - aby postawić komuś zarzuty trzeba mieć twarde dowody, których nie podważy prokuratura. Co to znaczy twarde - bynajmniej niekoniecznie spektakularne, czy pozyskane na granicy prawa, lecz przede wszystkim zdobyte z zachowaniem wszelkich procedur. Gra CSI jest pod tym względem naprawdę konsekwentnie zaplanowana. Jej realizm polega także na tym, że pokazuje jak wiele śladów można przeoczyć za pierwszym razem, a także na ile jeszcze można zwrócić uwagę, gdy dokona się wstępnych analiz i znajduje jakieś punkty zaczepienia, umożliwiające śledztwo w bardziej konkretnym kierunku, niż pozwalają na to wstępne oględziny. Warto dodać, że dowody zbiera się przy pomocy właściwych narzędzi, które trzeba samemu wybrać z szerokiego repertuaru. Ponadto jest to gra dla manualno-koordynacyjnych "matołków". Nie wymaga od grającego sprawności pracy z kontrolerem, wymaga myślenia, obserwowania, zapamiętywania, kojarzenia i umiejętności rozwiązywania zadan o charakterze logicznym. Jestem na etapie czwartego epizodu i już się boję, co ja pocznę, gdy skończę w nią grać.

Tu można znaleźć recenzję typowego gracza, który starcił sporo czasu, nim zorientował się, że żadnym z przycisków się nie strzela, bo w tej grze nie strzela się w ogóle, do czego zresztą na początku otwarcie się przyznaje. Dla niego oczywiście gra jest nudna, zbyt wolna itp. No i dobrze myślę sobie, że choć tak jest, to jednak ktoś (no telltalegames to jednak marka!) zdecydował się ją stworzyć. ;-)


Zwłaszcza, że na razie nie zapowiada się na kontynuację, gdyż zamiast iść za ciosem i wydać kolejną serię CSI, Ubisoft postanowiło zapchać graczy mojego pokroju pięknie opakowaną papką - NCIS. Dobrze, że Ubisoft uczciwie pisze zaraz pod tytułem tag: based on the TV series. Rzeczywiście trudno tego faktu nie zauważyć. Nie tylko dlatego, że kanciasto zaprojektowane postaci silą się na przypominanie magnetycznego uroku Leroya Jethro Gibbsa, uwodzicielskiej maniery Athony'ego "Tony'ego" DiNozzo, czy "emo-metalowego" stylu Abby Sciuto lub angielskiego niemal dystansu i chłodu "Ducky" Mallarda, w dodatku mówiąc zupełnie innymi głosami, jakby Ubisoft nie mógł sobie pozowlić na zachowanie pełni realizmu i zatrudnienie do podłożenia głosu aktorów grających w serialu. W grze za dużo jest anegdoty, a za mało samodzielności pozostawionej graczom. W przeciewieństwie do CSI gracz nie może zdecydować o kolejności zbierania dowodów (w większości przypadków), na miejscu zbrodni jest tylko raz, a jedynym narzędziem, jakim dysponuje zbierając dowody, jest aparat fotograficzny. Ze zdjęć zarejstrowanych cyfrowym aparatem próbki krwi i innych substancji, odciski palców i inne pozostałości znalezione na miejscu zbrodni, w cudowny sposób przedostają się do laboratorium Abby, gdzie pozostaje je jedynie poddać analizie. W dodatku migające ikonki wskazują nam, z których urządzeń powinniśmy skorzystać. Jedynym wyzwaniem dla gracza - przynajmniej takiego jak ja - jest zadanie poszukiwania przemieszczających się samochodami przestępców przy pomocy systemu GPS. Wymaga ono podążania obręczą za punktem na mapie, który im bliżej jesteśmy tym szybciej się porusza i częściej zmienia kierunki w sposób coraz gwałtowniejszy. Jednym słowem klasyczny manual, zero logiki.

A tu recenzja NCIS - co prawda recenzja na Xbox 360, ale wygląda identycznie jak ta na PS3. Zgadzam się z recenzentem w kwestiach grafiki w całej rozciągłości: usta i zęby wyglądają dziwacznie, no i oczywiście recenzent czepia się także podkładanych głosów - podobnie jak i ja.

Grę NCIS przeszłam i raczej do niej nie powrócę, na razie nie mogę jej wymienić na kolejną część CSI, a szkoda! Więc póki co oszczędzam sobie epizody w CSI, a logiczne myślenie ćwiczę na innej produkcji telltalegames - Puzzle Agent 1, która jest kolejną animowaną, podobnie jak Blue Toad Murder Files, grą detektywistyczną, tyle że utrzymaną w klimacie przypominającym najlepsze czasy Przystanku Alaska, czy niektóre norweskie lub fińskie filmy.

Koniec końców - gracze niezguły to też gracze i dobrze, że ktoś o nas jeszcze pamięta! ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz