Tytuł dzisiejszego wpisu to cytat z pani stojącej za nami w dwugodzinnej kolejce do Muzeum Narodowego, kolejce, która stała w celu zapoznania się z dziełami Josepha Mallorda Williama Turnera. I rzeczywiście dobrze, że ta kolejka po masło nie stała, co więcej to, co otrzymywał każdy, kto wytrzymał sto dwadzieścia minut stand-up'u przed wrotami Muzeum i w samym holu, gdzie kolejka wielkorotnie fantazyjnie zakręcała, było iście królewską ucztą dla oczu i ducha. W kolejce jak to w kolejce można było ponarzekać (na długość kolejki rzecz jasna), podyskutować (o zaciągniętych kredytach) i pograć w gry towarzyskie (z serii: Jaką postacią jestem?). Zwłaszcza to ostatnie zajęcie - podsłuchiwane początkowo mimo woli, a potem jak najbardziej celowo przez autorkę tych słów - było bardzo interesujące (dla słuchaczki oczywiście). Zgadująca: Czy ona jest artystką niezależną? Odpowiadająca: Tak. Po chwili zastanowienia Odpowiadająca pyta Zgadującą: Ale właściwie co to znaczy? Zgadująca: No wiesz, taka, która nie sprzedaje się za nic dla milionów, taka no wiesz "independent". Odpowiadająca: to znaczy co masz na myśli konkretnie? Zgadująca: No wiesz, nie pop-kulturowa. Odpowiadająca: aha.... (chwila namysłu) no to w zasadzie nie wiem, chyba jednak nie jest niezależna. Zgadująca: Ok, a omawialiśmy ją na zajęciach z kultury... jakiejś? Odpowiadająca: Nie no raczej nie. Zgadująca: A w ogóle o niej rozmawiałyśmy? Odpowiadająca: No tak, my, między sobą. Uroczo. Jak to dobrze postać sobie w kolejce na wystawę, a nie po masło ;-)
A po otrzymaniu - drogą kupna - biletów, stanęły przed nami otworem wrota do naprawdę niezwykłych doznań. Trochę zadziwiające było co prawda śledzenie ludzi, którzy chodzili po wystawie jedni za drugimi z nosami niemal przylepionymi do prac Turnera, które jak wiadomo znacznie lepiej oddziaływują, gdy spojrzy się na nie z odpowiedniego dystansu. Przerażająca była też owa przesuwająca się wzdłuż rzędów prac kolejka ludzi, którą poddaliśmy dekonstrukcji, nieustannie zmieniając miejsca i perspektywy oglądu, wybierając żywioły zgodnie z wewnętrznymi przekonaniami i zainteresowaniami.
Naszą uwagę przykuły zwłaszcza trzy prace.
Lucerne from the Lake: Sample Study, 1844-45, własność: Tate Britain
źródło ilustracji: http://beta.tate.org.uk/art/work/D36252
Figures in a Storm, 1835-45, własność: Tate Britain
źródło ilustracji: http://www.tate.org.uk/servlet/ViewWork?workid=63400&roomid=4318
Fortified Pass, Val d'Aosta, 1802, własność: Tate Britain
źródło ilustracji: http://beta.tate.org.uk/art/work/TW0079
źródło ilustracji: http://beta.tate.org.uk/art/work/D36252
Figures in a Storm, 1835-45, własność: Tate Britain
źródło ilustracji: http://www.tate.org.uk/servlet/ViewWork?workid=63400&roomid=4318
Fortified Pass, Val d'Aosta, 1802, własność: Tate Britain
źródło ilustracji: http://beta.tate.org.uk/art/work/TW0079
Dla mnie najważniejszym przeżyciem na wystawie było wpatrywanie się w te kilka plam tworzących postaci ludzkie na obrazach Turnera, widać to doskonale zarówno w przypadku Dwóch postaci w burzy, jak i w szkicu do obrazu przedstawiającego Lucernę. Z pozoru postawione bez wysiłku, wyglądające jakby po prostu tam były, jakby pojawiły się przypadkiem, bez udziału artysty. To właśnie zdolność do skrótu wizualnego, który kilku plamkom potrafi nadać ludzką osobowość, a także niezwykła umiejętność operowania światłem, które niejako promieniuje z wnętrza obrazów Turnera, niezmiennie przykuwa moją uwagę do jego prac. Tak jak ponad dziesięć lat temu w Londyńskiej National Gallery, tak i dziś nie mogłam oderwać wzroku od magnetyzmu tych postaci i tego śwatła. I nawet najlepsze masło świata nie może się z tym przeżyciem równać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz